Skuteczna nauka języków obcych to problem, którym metodycy i psychologowie zajmują się od lat. Nie tylko dlatego, że jest to dość problematyczne zagadnienie (nadal do końca nie znamy zasad funkcjonowania mózgu), ale i dlatego, że każdy ma własną wizję tej skutecznej nauki. Dziś przyjrzymy się nieco metodzie audiolingwalnej – trudny wyraz, ale jej założenia da się wcale nieźle ogarnąć. Do dzieła!

Skutecznie – czyli jak?

Metoda audiolingwalna została wymyślona nie na potrzeby ucznia w przeciętnej klasie, ale… żołnierzy! W czasie II Wojny Światowej stwierdzono, że na froncie również przyda się podstawowa znajomość języków obcych – w tym przypadku języki nie tylko otwierały różne drzwi, ale dosłownie je wyważały.

Wojskowi spotykali się w pracowniach językowych, wielokrotnie słuchali nagrań i musieli odpowiednio (i jak najszybciej!) na nie zareagować: powtarzali całe dialogi – czasem od końca – i, w miarę postępu w nauczaniu, wydłużali swoje odpowiedzi – od prostych potwierdzeń lub przeczeń do powtarzania wyuczonych na pamięć, pełnych zdań.

O zaletach i wadach metody audiolingwalnej

Kucie z taśmy?

Metoda audiolingwalna na pierwszy rzut oka jest bardzo odtwórcza – kopiujemy zasłyszane zdania i staramy się zareagować odpowiednio do zaistniałej sytuacji, wybierając wyrażenie z naszego arsenału zakutych na blachę komunikatów. I to ciągłe powtarzanie (które naukowcy nazywają DRYLOWANIEM) było właśnie głównym powodem, dlaczego metoda audiolingwalna miała – i nadal ma – tylu przeciwników.

Ich zdaniem, trudno jest patrzeć na język, szczególnie w kontekście codziennej komunikacji, jak na zestaw powtarzalnych reguł i schematów, które wystarczy dopasować i odtworzyć. To dość „robotyczne” postrzeganie komunikacji interpersonalnej nie tylko może w znacznym stopniu zubożyć język jako taki, ale i obedrzeć rozmówców z emocji – skoro każdy powtarza te same, zasłyszane z taśmy wypowiedzi.

A tu jednak…

Metoda okazała się zaskakująco skuteczna. Żołnierze rzeczywiście byli w stanie poprawnie reagować na komunikaty w innych językach, co najprawdopodobniej nieraz zapobiegło rozlewowi krwi. Sęk w tym, że mało kto w dzisiejszych czasach patrzy na naukę języka jako skuteczną metodę komunikacji na polu walki… dlatego zwolennicy metody audiolingwalnej dopracowywali ją, aby mogła spełniać wymagania współczesnego kursanta.

The audio-lingual methodObecnie metoda audiolingwalna nadal rozwija wszystkie kompetencje językowe, ale za najważniejsze uznaje się słuchanie i mówienie. Nauczyciel wielokrotnie wymawia jakieś zdanie, a uczniowie powtarzają je lub odpowiadają zgodnie ze schematem dialogu, którego uczą się na pamięć. Dryle nadal stanowią lwią część wszystkich zadań podręcznikowych – coś jak słupki na matematyce.

Metoda audiolingwalna – wiwisekcja

Czy jest to najlepsze rozwiązanie dla każdego? Prawda jest taka, że nie ma czegoś takiego jak metoda uniwersalna. Pomijając podział na słuchowców, wzrokowców i kinestetyków, mamy przecież i podziały wiekowe. Z uwagi na dużą ilość „pamięciówki”, metoda audiolingwalna jest szczególnie polecana przy nauczaniu dzieci, które mają bardzo chłonną pamięć i naturalnie uczą się umiejętności przez powtarzanie za dorosłymi.

Co więcej, jako że metoda opiera się na drylach, jej zwolennicy są zdania, iż bywa ona pomocna przy tych elementach języka, które wymagają wyrobienia w sobie jakiegoś nawyku, szczególnie w zakresie poprawnej wymowy. Warto też zwrócić uwagę na to, że podczas zajęć nie powinno się używać języka ojczystego, a wyjaśnienia ze strony nauczyciela są ograniczone do minimum.

A wiedzieliście, że metoda audiolingwalna zachęca do jak najszybszej reakcji na polecenie nauczyciela? Jeśli wiedzieliście, to teraz wiecie podwójnie. Na niektórych zajęciach praktykuje się mówienie i słuchanie w tempie 150% naturalnego tempa wypowiedzi. Praktycy tej metody twierdzą, że pozwala to skondensować materiał omawiany podczas zajęć oraz przyśpieszyć reakcje uczniów na bodźce językowe.

To którą metodę mam wybrać?

Dobre pytanie! Jak już wspomniałem, panaceum nie istnieje. Każda metoda ma swoje „zady i walety”, a najskuteczniej byłoby dobrać ją do własnych potrzeb. Jak możecie wybrać najlepszą metodę nauki języka angielskiego, jeśli nie jesteście metodykami? Poza irytującą i nic nie wnoszącą odpowiedzią „zapytaj specjalisty”, mogę Wam poradzić, abyście wybrali taką metodę, która sprawi Wam najwięcej przyjemności. Brzmi banalnie, wiem. Ale nie jest to jedynie złota myśl, którą podwędziłem jednemu Alchemikowi. Badania pokazują, że uczymy się o wiele skuteczniej, jeśli sprawia nam to przyjemność.

Oprócz tego, że uczycie się języka obcego, warto nauczyć się… jak się uczyć. Jeśli poznacie założenia i triki, które wykorzystuje się w kilku metodach nauki języka obcego, będziecie mogli (jako uczniowie lub nauczyciele!) wybrać te elementy, które według Was najlepiej będą pasować do Waszych potrzeb i stylu życia – jak w barze sałatkowym. Bo, cytując moją profesor(kę) od literaturoznawstwa: „Świat jest jedną, wielką sałatką”.

Smacznego!

Rafał Tondera