– Ja z Polska. P O L S K A. Wałęsa, Kościuszko, Mickiewicz. Verstehen? Nie verstehen?
Ano w tym cały problem, że nie verstehen, bo jak się do ludzi jedzie, to wypada się chociaż paru słów w ichnim języku nauczyć, żeby zamiast chleba nie dostać… czego innego, w sklepie na przykład.
Po co za granicę?
W większości przypadków nie jeździmy za granicę pozwiedzać – jedziemy tam zarobić. I nie ma w tym nic złego, bo skoro u nas się nie da, a gdzie indziej się da, to niby dlaczego nie? Żeby jednak się dało, trzeba spełnić przynajmniej dwa warunki: trzeba mieć konkretny fach w ręku, umiejętności niezbędne na danym rynku pracy i trzeba się umieć na tym rynku dogadać. Wynajęcie pokoju, rozmowa z szefem, z klientem, ze współpracownikami, zakupy w spożywczaku – JĘZYK JEST WSZĘDZIE. Nie unikniemy go, nie uciekniemy przed nim, znajdzie nas. I dobrze. Język jest narzędziem KOMUNIKACJI i do tego właśnie ma nam służyć, a, sami przyznacie, że o komunikację bez słów raczej ciężko. Istnieje oczywiście komunikacja niewerbalna, ale konia z rzędem temu, kto w ten sposób wynajmie mieszkanie na trzecim piętrze z łazienką, dwoma pokojami, widokiem na park i windą. No i jeszcze jakąś szkołą w pobliżu, żeby dzieciaki nie musiały za daleko drałować. Taa, i może jeszcze zapłaćmy w złotówkach… Jak już zaznaczyłem na wstępie – wyjeżdżając za granicę, należy ze dostosować się do norm tam panujących. Musimy szanować obcą kulturę, obce obyczaje i obcy język również. Nikt nam nie każe uczyć się go biegle, ale kilka podstawowych zwrotów ułatwiających, wróć, umożliwiających jako takie sprawne funkcjonowanie na początku naszego pobytu na obczyźnie oraz język fachowy, specjalistyczny, dotyczący naszej pracy, wypada znać. Dzięki temu unikniemy wielu nieporozumień i poczujemy się pewniej, a o takie uczucie w obcym kraju, wśród ludzi funkcjonujących w zupełnie odmiennej kulturze nie jest łatwo.
Emigracja i asymilacja
Asymilacja to tak naprawdę ostatni etap w życiu emigranta. Po poczuciu bezradności, swoistego wyobcowania, a także zachwytu, przychodzi wreszcie moment, w którym przybysz może o sobie powiedzieć, że stał się elementem nowego społeczeństwa, że jest temu społeczeństwu potrzebny. Wtedy właśnie możemy powiedzieć o pełnej asymilacji. Do tego jednak niezbędna jest znajomość języka owego społeczeństwa. Bo oczywiście nie musimy znać angielskiego, mieszkać na Greenpoincie, prowadzić sklep z polską żywnością i schodzić sobie do niego z mieszkanka piętro wyżej. Żeby było jasne, nie mam nic przeciwko skupiskom Polaków poza granicami naszego kraju, pod warunkiem, że nie będziemy się do nich ograniczać. Bo wtedy z Polski przeprowadzimy się do…little Poland, bo tak mówi się o północnej części Brooklynu. Jeżeli już decydujemy się na wyjazd, korzystajmy z niego w pełni. Rozwijajmy się, zdobywajmy świat, podbijajmy go, ale pamiętajmy, że nie zrobimy tego na migi. Znalazłem w sieci takie bardzo refleksyjne zdjęcie – na pierwszym planie Greenpoint, w tle – Manhattan. Zastanówmy się gdzie chcemy wylądować, jeżeli już wylecimy z Polski.
Jakub Stępniak