Jak się nie zabierać do nauki języków obcych

Żyjemy w czasach, gdy chyba każdy uczy się jakiegoś języka obcego – i bardzo dobrze! Dzięki temu podnosimy swoje kwalifikacje zawodowe, przedsiębiorstwa otwierają się na kontakty z klientami zagranicznymi, zapobiegamy procesom starzenia się mózgu, a co najważniejsze: możemy oglądać brytyjskie komedie, francuskie romanse i koreańskie dramy – w oryginale!

Zawsze, gdy rozwija się jakiś nowy trend, ludzie prześcigają się w wymyślaniu nowych, komplementarnych patentów, wynalazków, lifehacków oraz innych gadżetów. Nawet nauka języków obcych nie uchroniła się przed falą różnych pomysłów, które mają ją ułatwić, przyśpieszyć, a nawet zautomatyzować! W Internecie możemy znaleźć informacje na temat długopisu z wbudowanym skanerem, tłumaczącym w czasie rzeczywistym czy budzików, które wyświetlają godzinę w formacie tekstowym w danym języku:

– Kochanie, czy jesteśmy już spóźnieni?
– Bez obaw! Jest dopiero 十時 四七分 !

Do tego całe morze poradników! Zapytacie pewnie: „To dlaczego piszesz kolejny? Czy w bezmiarze Internetu naprawdę nie da się znaleźć ani jednego źródła, które powie nam, jak mamy się uczyć języków obcych?” Ależ znajdziecie! Poza tym, kto mówił o poradniku? Oto pięć rzeczy, który NIE POWINNIŚCIE robić, ucząc się języków obcych – przetestowanych na własnej skórze… przeze mnie – ucznia i lektora.

Nauka języków obcych - antyporadnik

Od jutra zaczynam uczyć się angielskiego! (a.k.a. #YOLO)

Super! Popieram każdą inicjatywę, dążącą do zwielojęzycznienia! Ale pamiętajcie, że łatwopalność słomianego zapału jest odwrotnie proporcjonalna do czasu, który poświęciliśmy na przygotowanie się do osiągnięcia danego celu! (Proporcjonalność odwrotna – a mówili, że matma do niczego się nie przyda)!

Zbyt wiele razy, pod wpływem nagłego uniesienia, kupiłem książkę do gramatyki jakiegoś języka, paczkę fiszek czy płytę z programem do nauki języków obcych, którą gorliwie przeglądałem, wracając autobusem do domu… i którą odłożyłem na półkę. Nauka to proces, który należy zaplanować, podzielić, przygotować – to właśnie to, co nauczyciele i lektorzy robią po nocach, gdy wszyscy myślą, że zbijają bąki na kanapach. Jeśli pierwszego dnia przerobisz pięć albo siedem lekcji, to istnieje duża szansa, że większość przeczytanego materiału po prostu zapomnisz, a nie ma nic gorszego niż brak solidnych fundamentów (spytajcie architektów!).

Zamiast #YOLO, bądź #CAREFOLO – nie ma to jak zacząć akapit suchością, której nie powstydziłaby się Sahara. Podejdź do nauki języka jak do… diety. Wyznacz sobie godziny nauki, poczytaj w Internecie opinie na temat różnych materiałów, np. na forach dla lektorów i nauczycieli, gdzie podręczniki oceniane są ze względu na wydawnictwo, metodologię i sposób przedstawiania zagadnień. Wreszcie – poszukaj dobrego kursu oferowanego przez szkoły językowe!

A mój nauczyciel, to jest z Wielkiej Brytanii!

Pytanie „Nauczyciel: native czy nie native?” – to problem stary jak świat. Dobry nauczyciel‑Polak może być nieoceniony podczas nauki podstaw języka obcego. Języka ojczystego często używamy „na czuja” i trudno byłoby nam wyjaśnić obcokrajowcowi niektóre zasady gramatyczne. Na przykład, czy wiedziałeś, że w języku polskim mamy dwa czasy przyszłe, cztery wzory odmian czasownika, nie mówiąc już o pięciu rodzajach imiesłowów (tak, to te ni to czasowniki, ni to przymiotniki)?

Nauczyciel-Polak wie, jakie interferencje mogą zajść podczas nauki języka obcego i będzie wiedział, dlaczego możesz mieć trudności z danym zagadnieniem – bo on też przez to przechodził! Dajcie mu szansę i nie skreślajcie go na starcie.

A na półce fiszek po horyzont!

W jaki sposób nie zabierać się do nauki języka obcego?Fiszki to takie karteczki – po jednej stronie jest wyraz po polsku, a po drugiej – ten sam wyraz w języku, którego się uczymy. Fiszki są super – to prawo natury, pojęcie pierwotne, prawda absolutna. Pozwalają przyswoić dużo słówek w krótkim czasie i możemy je przetasować (czego nie zrobimy, np. z listą słówek na kartce), dzięki czemu zwrotów uczymy się „na wyrywki”, a nie w sekwencji. Pamiętajcie, że jeśli uczycie się, np. czasowników nieregularnych, to nie zapisujcie ich w kolejności alfabetycznej! Wasz mózg zapamięta ich kolejność, a nie właściwe znaczenia.

Kolejna sprawa – nie kupujcie fiszek. I nie chodzi o oszczędność czy ekologię. Jeśli sami przygotujecie karteczki ze słówkami, to 30% materiału wstępnie opanujecie już w trakcie tworzenia fiszek! Czysty zysk bez drobnego druczku! Uczymy się nie tylko mózgiem, ale i całym ciałem. Wasza ręka przyzwyczaja się do obcych zwrotów na zasadzie pamięci mięśniowej.

A po zajęciach chodziliśmy na kremówki.

Nie ograniczajcie nauki języka obcego do dwóch razy w tygodniu po 90 minut – okej, lepsze to niż nic, ale ja się w półśrodki nie bawię! Otaczajcie się tym językiem. Chodźcie po zajęciach grupą na piw… na lody! I starajcie się rozmawiać w języku, którego się uczycie. „Ale czy ludzie nie będą się na nas gapić?” Będą. Ale kogo to obchodzi? Skoro ja byłem w stanie rozmawiać w kawiarni o przetokach po angielsku (naprawdę nie radzę tego googlować), to wy możecie spokojnie trochę poszprechać czy poparlać nad kawą i ciachem.

Bez zadziornego podtytułu.

I wreszcie – nie rezygnujcie po jednym semestrze czy miesiącu. Nie od razu Rzym spalono… czy jakoś tak. Nauka języka obcego to dla mózgu wspaniały trening, ale i zwyczaj, do którego ten cudowny organ musi przywyknąć. Jedni uczą się szybciej, inni wolniej; jedni mają więcej czasu na powtórki, inni muszą pogodzić naukę z pracą, szkołą, wychowywaniem dzieci itp. Najważniejsze, żebyście zawsze pamiętali, dlaczego zaczęliście uczyć się języka obcego, co was do tego zainspirowało i pomyślcie, że jesteście już bliżej niż dalej, a cel – płynna komunikacja w obcym języku – coraz bliżej!

Rafał Tondera